No icon

Świat

AVATAR: ISTOTA WODY – BOJKOT! TRANSHUMANISTYCZY EKO-HORROR MILITARNY, Z GĘSTO ŚCIELĄCYM SIĘ TRUPEM ORAZ AGITKA Z DAVOS KOTERII KLAUSA SCHWABA

Nie dajmy się zwieść gadaninie p. Tomasza Raczka, który w swej skorumpowanej, nie pierwszej już w tym duchu recenzji online, wysmażonej ewidentnie pod oczekiwania szemranych motorów projektu ze względu na własne preferencje ideologiczne, wystawił Jamesowi (Jakubowi) Cameronowi istną laurkę, opowiadając z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy o nowoczesnych kamerach zamówionych u Sony specjalnie na okoliczność kręcenia nowego Awatara,  o unikalnym softwarze gwarantującym perfekcyjne zakłamanie wizerunku postaci, o  wyczynach nurkowych aktorów, o furze zainwestowanych w produkcję  pieniędzy, itd.,  gdyż sens pokrętnych dywagacji p. Tomasza najlepiej oddał on sam po przywdzianiu w trakcie audycji ciemnych okularów, przywodzących na myśl Raya Charlesa z białą brodą, albo Steve Wondera, w których widział dokładnie tyle samo, co oni, tyle że z własnej woli. Miał je cały czas na nosie w trakcie seansu, więc nic dziwnego, że nie dostrzegł istnej feerii przemocy i okrucieństwa, wypełniających nie mniej niż 80% tego niekrótkiego przecież obrazu, mierności scenariusza oraz innych wad, których jest nieporównywalnie więcej, niż zalet.
 
Tomasz Raczek o Avatarze 2.0
 
Avatar: Istota Wody. Jeśli ktoś się wybierał, a jeszcze nie dotarł, to musi mieć bardzo dobrą intuicję. To ekstremalnie brutalny, transhumanistyczy, krwawy eko-horror militarny, z gęsto ścielącym się trupem, obliczony na dewastację psychiki waszych dzieci i wnuków, realizujący agendę forsowaną przez gang Klausa Schwaba, Harakiriego oraz lobby wojenne.
 
Byłem niestety, widziałem i zaraz po seansie przeprosiłem rodzinę (szczęśliwie dorosłą) za zmarnowanie wszystkim czasu oraz narażenie na coś aż tak programowo podłego, przewrotnego, bazującego na bezbronności intelektualnej dziecięcego targetu. Autorzy scenariusza, bo Cameron nie mógł czegoś tak głupiego wymyślić samodzielnie, szydzą z wiary chrześcijańskiej, cynicznie markują gloryfikację rodziny jako takiej (której p. Raczek jako niezdolny do jej utworzenia obsesyjnie nie znosi), rolę w niej ojca, konieczność bycia razem, lojalność, solidarność i robią dlatego, aby pod płaszczykiem disnejowskiego kina rodzinnego móc zasiać w duszach dzieci strach, wcisnąć im bezczelny kit, że transhumanizm jest OK, człowiek to tylko twardy dysk, który można skopiować do dowolnego ciała i żyć sobie praktycznie w nieskończoność korzystając z „gumy do żucia i burdeli dla każdego”, że genderyzm nie jest dewiacją, absolutnym nonsensem, tylko społeczną normą i można mieć ogon taki, albo śmaki, placów dłoni pięć, lub mniej, wszczepiony do mózgu chip Elona Muska, albo miksturę mRNA dewastująca DNA odwrotną transkryptazą,  można się diametralnie różnić, jak Polak od banderowskiego Ukraińca,  ale zawsze trzeba okazywać solidarność, oddawać własne domy, ponosić wszystkie koszty i być gotowym do walki za odmieńców roztrzaskujących polskim niemowlętom głowy o ściany nawet wówczas, gdy skutkiem ma być anihilacja ojczyzny.  
 
Trudno uwierzyć, że realizacja sequelu pierwszego Avatara, całkiem wówczas niezłego, po długich 13 latach, to dzieło czystego przypadku, albo pójścia za ciosem w tempie ślimaka wędrującego dookoła świata. To raczej koncepcja wykorzystania dawnej popularności filmu do celów partykularnych własnych, szowinistycznych, quasi-mesjanistycznych, plemiennych. Tym bardziej, że pośród autorów scenariusza znajdziemy istny patchwork postaci, w tym co najmniej czterech żydów: Stephen E. Rivkin, David Brenner, John Refoua, Luke Freeborn, Rudie Schaefer.
 
To w istocie film-manifest kolejne utopii komunistycznej dla ciemnego ludu, ideologii postczłowieka w świecie postprawdy, forsowanej w Davos, pochwała zastosowań bezdusznej technologii opisywanej przez p. Jana Białka w książce TECH akronimem NBIC (nanotechnologia, biotechnologia, informatyka, nauki kognitywne),  wiodącej ludzkość na mechanistyczne złomowisko pod jarzmem algorytmów oraz perwersyjna indoktrynacja transhumanizmu uderzająca mocno poniżej pasa, bo wprost w nasze dzieci, z premedytacją. Film „Avatar: Istota Wody” powinien być w Polsce bojkotowany.
 
Ponadto, Avatar 2.0 jest patologicznie wręcz okrutny, posługuje się agresywną, militarną retoryką przyzwyczajając nas, a przede wszystkim nasze dzieci do przyszłej opresji w świecie Orwella, stanowi osobliwe połączenie „Full Metal Jacket”, „Dziecko Rozemary” i „Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną”. To w istocie do bólu prymitywny, doktrynerski knot, z fatalnym scenariuszem i mimo wyłożonego nań biliona jak słyszymy dolarów przez Disneya, który dawno już przestał być TYM Disneyem, z relatywnie kiepskimi jak na 2023r. efektami 3D - znacznie lepsze można było zobaczyć ze 20 lat temu we francuskim Futuroscopie koło Poitiers.
 
Jednak nie może być mowy o pomyłce, czy fuszerce, ten film miał taki być, jak jest, jego niedoskonałości scenariusza, banalnych dialogów, gry aktorów oraz konstrukcji logicznych są celowe i kompletnie z punktu widzenia motorów przedsięwzięcia nieistotne, gdyż głównym przekazem ma być warstwa emocjonalna, albowiem do dzieci nie można trafić inaczej, ich poziom intelektualny nie pozwala na racjonalną analizę, czy posługiwanie się kodem kulturowym, wstawkami egzystencjalno-filozoficznymi, czy wyszukaną metaforą.  Dzieci postrzegają świat wyłącznie na płaszczyźnie emocjonalnej i tam  zostało skierowane całe uderzenie o sile i cechach bomby atomowej z opóźnionym zapłonem, choć eksplodującej na tyle mocno już w trakcie seansu, żeby wyrządzić całkiem spore szkody.   

Nie idźcie na ten film, zaoszczędzicie czas, pieniądze oraz uchronicie dzieci przed nachalną propagandą, znaną z poczynań Lenina, Goebbelsa, albo TVP.  

Comment