
Polska
FRANK 4,43 PLN, A KAPUŚ, PERFIDNY OSZUST I PACHOŁEK GANGU ROTHSCHILDÓW LESZEK "BAGAŻNIK" CZARNECKI JEST W POLSCE NIETYKALNY
- ByNowe Ateny --
- 2021-11-19
W normalnym świecie nikt nie powinien podać mu ręki, jako człowiekowi niegodnemu, gangsterowi oraz hiperoszustowi, infamisowi. Jeszcze niedawno ścigany słusznie przez prokuraturę jak przystało na perfidnego złodzieja, pasożyta żerującego na krzywdzie setek tysięcy frankowiczów, łotr Czarnecki siedział spocony w bagażniku samochodu Jolki Pieńkowskiej, trzęsąc się ze strachu na trasie z Warszawy do Berlina, skąd odleciał na koszerne osiedle do Miami, a potem do państwa apartheidu Izrael (a jakże!), gdzie wkrótce, w drugiej połowie listopada 2018r. spotkał się ze swoją małą przemytniczką – Esterką, której farbowany włos nie spadł z pustej głowy po powrocie do kraju. Zresztą także Czarneckiemu, choć niewiele mu ich zostało.
Dziś dowiadujemy się z mainstreamu, że marionetkowy sąd okręgowy z Warszawy, którego nazwy nie uchodzi nawet pisać rozpoczynając z dużych liter, nota bene analogicznie jak całego, podłego wymiaru niesprawiedliwości z sądem najwyższym włącznie, otóż ten marionetkowy „sąd” na banksterskiej smyczy uchylił zabezpieczenie dokonane na majątku ukradzionym przez Czarneckiego, dając Polakom do zrozumienia, że Czarnecki jest nietykalny i może go najwyżej dosięgnąć karząca ręka okradzionego ludu, co jest całkiem prawdopodobne w trakcie nadchodzącej rewolucji.
Pikanterii całej kabale dodaje fakt, że mecenasem Czarneckiego jest słup banksterskiego żydostwa i jego pośmiewisko, urągowisko, paraadwokat Giertych (kto nie skacze…), niegdyś rzekomy państwowiec i endek, nota bene z dziada pradziada, a na pewno z dziada Jędrzeja, który w grobie się teraz przewraca i bez wątpienia napluje wnuczkowi w pysk, kiedy go napotka zmierzającego po wyroku Boskim do piekła. Dziś Giertych, do niedawna człowiek ubogi, niemal bankrut, jak pisały media, jest wypasionym na ludzkiej krzywdzie merkantylistą i nuworyszem kupującym sobie willę we Włoszech, za pieniądze od Czarneckiego, które mu w ogóle nie śmierdzą w myśl starej, łacińskiej maksymy: pecunia non olet.
Wszyscy pamiętamy, że Leszek Czarnecki, znany także w kręgach ubeckich jako TW Ernest, stał się pseudobankierem wciskającym Polakom fałszywe „kredyty we frankach szwajcarskich” jako słup patologicznego żydostwa rodziny Rothschildów, a konkretnie Nathaniela Rothschilda.
Zatem Giertych ratuje dziś tyłek żydom. Pewnie jego drzewko stanie w centralnym miejscu Yad Vashem.
Do dnia dzisiejszego w gazecie Parkiet online z 16 stycznia 2004r. możemy przeczytać wywiad z Czarneckim, jako „ większościowym udziałowcem (akurat!) Getin Holding SA oraz Nathanielem Rothschildem, zarządzającym funduszem JNR Acquisitions”.
Początkowy fragment dla przypomnienia, bo rzecz warta uwagi:
„W środę podpisali Panowie umowę zakupu Górnośląskiego Banku Gospodarczego. Mimo że Getin będzie miał większościowy pakiet akcji, zarządzanie bankiem scedował na fundusz JNR Acquisitions. Na jakich zasadach?
Leszek Czarnecki: Osobiście do końca tego roku nie będę włączał się w zarządzanie bankiem. Także w zakresie strategii, doboru ludzi do rady banku i zarządu. Tym będzie zajmował się partner Getinu - fundusz JNR zarządzany przez Nathaniela Rothschilda.”
Nie trzeba czytać dwukrotnie, choć może warto. Te dwa akapity mówią wyraźnie, że Czarnecki jest marionetką Rothschildów, która nie ma kompletnie nic do powiedzenia i nie może się włączać ani w zarządzanie bankiem, ani w strategię, ani w dobór personelu banku. Zwykły słup, ot co.
Już wiele lat temu padł postulat skierowany do największego stowarzyszenia frankowiczów Stop Bankowemu Bezprawiu (SBB), pełniącego funkcję omylnej niestety wyroczni oraz „strony społecznej”, żeby prawnicy, którzy są członkami SBB oraz ci, którzy ze Stowarzyszeniem współpracują podjęli działania mające na celu wytoczenie złodziejom z banków frankowych w Polsce, czyli jak pokazuje casus Czarneckiego de facto Rothschildom, procesów za granicą, w sądach europejskich, albo amerykańskich, o gigantyczne odszkodowania dla frankowiczów okradanych w istocie przez gang Rothschildów.
Jednak cisi nadzorcy SBB nie chcieli wówczas dopuścić choćby do dyskusji w tej kwestii, nawet do powiadomienia członków SBB o takiej możliwości, komentarze inicjatora, jednego z frankowiczów, były na stronie SBB blokowane, natomiast administrator tłumaczył się mu w mailach, które ma pewnie do dziś, że SBB jest za słabe, aby podjąć taką walkę, nie ma możliwości, ani pieniędzy. Na nic zdały się tłumaczenia, że do tego nie trzeba żadnych pieniędzy, wystarczy dobrze sporządzony pozew z merytoryczną argumentacją, a kancelarie adwokackie z Nowego Jorku same rzucą się do gardeł banksterstwu za odpalenie działki „success fee” i zniszczą winowajców, niczym Goldman Sachs - Lehman Brothers, albo chociaż solidnie wydoją, bo pieniądze dla tego przewrotnego plemienia są najważniejsze i jeśli można zarobić, to choćby po trupach, nawet własnej diaspory.
Wciąż istnieje możliwość wytoczenia tych procesów, ponieważ gigantyczne kary finansowe nakładane na przestrzeni lat wielokrotnie na recydywistyczne, żydowskie banki przez instytucje kontrolne z USA, Europy i Szwajcarię za udowodnione im manipulacje kursem CHF już w Londynie, w czasie ustalania LIBORu, który jako kompletny nonsens jest wpisany w oszukańczych umowach frankowiczów (to tak, jakby WIBOR był wpisywany do umów kredytowych Chińczykom), dotyczą jedynie relacji formalnej instytucja państwa – bank, ale pozostawiają furtkę prawną dla procesów konsument – bank.
Miejmy nadzieję, że obiektywnie bardzo niewielka liczba prawomocnych wyroków w sprawach frankowych (do dziś nie wiadomo, czy choćby jedna osoba z miliona umów odzyskała faktycznie pieniądze po unieważnieniu umowy i wpłynęły w całości na jej konto*), będąca dowodem zmowy polityczno-bankstersko-sądowej, a także rosnący kurs franka, który ruszył już w daleką podróż wskutek sabotażu ekonomicznego Rzeczpospolitej dokonanego przez terrorystów państwowych pod formalnym kierownictwem Morawieckiego pod pretekstem fałszywej pandemii, zmobilizują wreszcie wciąż rujnowanych frankowiczów do działania, szczególnie w obliczu działań tak bezczelnych, jak żądanie od nich opłat za „korzystanie kapitału”, który został wytworzony wbrew polskiej Konstytucji przez prywatne banki komercyjne jednym kliknięciem myszką, za co zarządy tych banków powinni siedzieć w kryminałach, jako oszuści i fałszerze na gigantyczną skalę, zresztą z dziada pradziada, czego ewidentne dowody mamy już w lewym Statucie Kaliskim, słusznie sfajczonym publicznie w Kaliszu.
*Aktualizacjia z godz. 23.30
Redakcja uzyskała dziś informację, że w jedynym (!) przypadku bank rzeczywiście zapłacił... 20 tys. PLN kosztów procesu, co wynika z publikacji Kancelarii Garlacz, jednej z czołowych kancelarii frankowych istotnie zasłużonych dla ruchu przebudzenia (wciąż w większości śpiących) frankowiczów, okradanych bezczelnie przez mafię banksterską, wspólnie i w porozumieniu z mafią sądowniczą, której bezkarność gwarantuje mafia polityczna. We wpisie czytamy:
"Sąd Apelacyjny w Gdańsku odmówił wstrzymania wykonalności wyroku w zakresie kosztów procesu (wytłuszczenie red.), w którym oddalił powództwo banku przeciwko klientowi. Umowa nieważna. Informowaliśmy o tym na naszym blogu https://kancelariagarlacz.pl/prawomocny-wyrok-sadu-apelacyjnego-w-gdansku-mbank-przegral-klienta-reprezentowala-kancelaria-garlacz/
mBank zapłacił blisko 20 tys. kosztów procesu.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku odmówił wstrzymania wykonalności wyroku tak co do roszczenia o zapłatę i roszczenia o zwrot kosztów procesu w sprawie zakończonej wyrokiem 14.10.2021, I ACa 406/21, SA Gdańsk (nieważność uowy GE Money Banku). Bank zapłacił"
Pozostałe dwa przypadki wymienione w dzisiejszym wpisie kancelarii zatytułowanym "Kasa płynie z banków. Sądy nie wstrzymują wykonalności wyroków" zawierają konkluzję życzeniową "Bank musi zapłacić" (która oby się ziściła), a skoro tak, to jeszcze nie zapłacił i nie zawsze musi, ponieważ banki nie wykonują nawet prawomocnych wyroków drugiej instancji, najczęściej sądów apelacyjnych, na co uskarżała się w wywiadzie dla gazety Bankier p. mec. Sobczak.
Wpis kancelarii zawiera także cenną uwagę, z którą wszyscy frankowicze chętnie się zapewne zgodzą:
"Od zawsze twierdziłam, że tylko faktyczny wypływ pieniędzy z banków czego nie lubią i co widzą akcjonariusze zmusi banki do bardziej realnych ugód. Pieniądze teoretyczne na papierze wyroku I instancji nie bolą banków tak jak realizacja w praktyce wyroków II instancji. A będzie boleć banki jeszcze bardziej…" W rzeczy samej.
Natomiast p. mec. Izabela Libera, zapytana na Facebooku 8 listopada wprost: "Ilu pani klientów po stwierdzeniu nieważności umowy odzyskało fizycznie pieniądze ukradzione im przez bank, otrzymało przelewy na konta? ", do dziś nie potrafiła podać żadnego przykładu.
Podobnie mec. Paweł Artymionek dopytany o sygnatury 18 spraw, o których twierdził, że jego kancelaria wygrała je prawomocnie, jak wynika z kontekstu wpisu, do którego się ustosunkowywał, w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, nabrał wody w usta, nie potrafił podać choćby jednej sygnatury.

Comment