Polska JULIAN TUWIM: TUTAJ NIE MA GADANIA. TUTAJ PIĘŚCI TRZEBA! WYŁAPAĆ TEN SZTAB CZARNY, ŁAJDAKÓW GROMADĘ! ZA MORDĘ, DO WIĘZIENIA - NA SUCHY KĘS CHLEBA!
Nowe Ateny - internetowy magazyn muckrakingowy, prawdziwe wiadomości z kraju i ze świata
W kąciku literackim przypominamy cztery, przedwojenne wiersze Juliana Tuwima (na zdjęciu za Marszałkiem w trzecim rzędzie), które doskonale tłumaczą współczesną rzeczywistość na wszystkich poziomach egzystencji - od ekonomii i finansów, poprzez kulturę, a właściwie jej brak, po fałszywą pandemię i wojnę na Ukrainie.
Julian Tuwim - Bank
Jak czarne włochate kulki
po banku toczą się srulki.
Skaczą, piszczą nad biurkiem,
targuje się srulek ze srulkiem.
Srulek srulkowi uległ
i biegnie do kasy srulek.
Liczy drżącemi palcami
i zmyka przed srulkami.
W klubsesslach zdala od kasy
siedzą srule grubasy.
Srulki z uśmiechem lubym
Kłaniają się srulom grubym.
A w głębi - w ciszy - wielki jak król
duma
sam
główny
SRUL.
Pierwodruk: Wiadomości Literackie nr 24, 1924
Julian Tuwim: Giełdziarze
Wybiegają obłędnie i w popłochu pędzą,
W nerwowych mózgach skaczą kursa, akcje, czeki,
Mówią do siebie, liczą,biegną, byle prędzej,
Zapinając po drodze pękate swe teki.
Wczoraj kupił za milion, dzisiaj za dwa sprzeda.
Kupi jeszcze- gdzie dostać?- leci – płaci więcej,
Był w cukierni, był w banku, targuje się, nie da,
Liczy, gemacht, wziął, pędzi, sprzedał. Sto tysięcy.
A jutro znów popędzą z giełdy do kawiarni,
Puszczą w ruch bystre oczy i paluchy drżące,
I znów obsiądą stolik jak spiskowcy czarni,
Rzucając krótkie słowa i grube tysiące.
W twarz dadzą sobie napluć za tyle a tyle,
Obetrą gębę ręką, a sumę przeliczą!
Poproś ich o Chrystusa – zapytają: ile?
A gdy zgodzisz się – przyjdą jutro ze zdobyczą!
Gudłaje w drogich futrach, w jedwabnej bieliźnie
Wystrojone szajgece w eleganckich butach,
Chamy, bydło spasione na własnej ojczyźnie,
Którą codziennie w obcych kupczycie walutach!
Haussa, łotry! Na giełdę! Kwadransik szermierki!
Wrzeszczcie! To cały trud wasz, tak hojnie płacony!
Nuże! Z rączki do rączki przerzucać papierki
I leciutko zagarniać krocie i miliony!
A potem – zakąskami zastawiać stoliki!
Żreć, żreć, chlać i używać – wre wściekła robota!
Tłustym, słodkim likierem zapijać indyki
I – „Wina dla orkiestry! – Orkiestra Foxtrotta!”
Złodzieje na wolności! Próżniaki! Parszywce!
Bando rozzuchwalona i niesyta nigdy!
Baczcie! Marki, przepite wieczorem przy dziwce,
Jak proklamacje fruną w mrowie ludzkiej krzywdy.
Wyjdą z okrutnym hymnem podziemni mściciele,
Sto tysięcy ziębnącej i głodnej gołoty,
Rozbiją kasy, podrą spęczniałe portfele
I do gardła wam zaczną pięścią pchać banknoty!
Tutaj nie ma gadania. Tutaj pięści trzeba!
Wyłapać ten sztab czarny, łajdaków gromadę!
Za mordę, do więzienia – na suchy kęs chleba,
Bo do dziś – po cukierniach żłopią czekoladę.
A potem – dać im pracę. Niechaj rąbią drzewo.
Niech z dworca noszą kufry, cięższe od kamieni,
Niech sprzedają gazety w mróz i pod ulewą.
Lub trochę postoją przy warsztacie zgarbieni.
Gdy święty turkot maszyn zadudni im w głowie,
Kiedy pot zrosi czoło, plecy zegnie ucisk.
O życiu wtedy ramię omdlałe im powie
I duszne sale fabryk, i wściekły żar hucisk!
Julian Tuwim: Żydzi
Czarni, chytrzy, brodaci,
Z obłąkanymi oczyma,
W których jest wieczny lęk,
W których jest wieków spuścizna,
Ludzie,
Którzy nie wiedzą, co znaczy ojczyzna,
Bo żyją wszędy,
Tragiczni, nerwowi ludzie,
Przybłędy.
Szwargocą, wiecznie szwargocą
Wymachując długimi rękoma,
Opowiadają sobie jakieś trwożne rzeczy
I uśmiechają się chytrze,
Tajnie posiedli najskrytsze
Z miliarda czarnych, pokracznych literek
Ci chorzy obłąkańcy,
Wybrany Ród człowieczy!
Pomazańcy!
Pogładzą mokre brody
I znowu radzą, radzą...
- Tego na bok odprowadzą,
Tego wołają na stronę,
Trzęsą się... oczy strwożone
Rzucą szybko przed siebie,
Czy ktoś nie słyszy...
Wieki wyryły im na twarzach
Bolesny grymas cierpienia,
Bo noszą w duszy wspomnienia
O murach Jerozolimy,
O jakimś czarnym pogrzebie,
O rykach na cmentarzach...
.
..Jakaś szatańska Msza,
Jakieś ukryte zbrodnie
(...pod oknami... w piątki... przechodnie...
Goje... zajrzą do okien... Sza! Sza-a-a!)
Julian Tuwim - Do prostego człowieka
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy “do ludności”, “do żołnierzy”
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić “historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twoj karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę – bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab – kwiatami
Obrzucać zacznie “żołnierzykow”. –
O, przyjacielu nieuczony,
Mój blizni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, ze na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: “Bron na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
“Bujać – to my, panowie szlachta!”