Świat - Nowe Ateny
ALIBABA.COM: CHIŃSKI PORTAL BIZNESOWY, CZY KOSZERNY GESZEFT? JIN SHI - MAMY CIĘ!
- ByNowe Ateny --
- 2017-04-26
Wszyscy znają chińskiego giganta Alibaba.com, a na wersji detalicznej dla międzynarodowego pospólstwa Aliexpress.com robi dziś zakupy pewnie co trzecia pani domu w Polsce i co druga w Europie, często niestety bez wiedzy męża… Nie wierzycie? Zapytajcie waszego listonosza, który każdego dnia roznosi dziesiątki bezpłatnych przesyłek z Chin do waszych sąsiadów. Przy odrobinie cierpliwości, bo dostawa niestety trwa, w końcu szmat świata, interes jest pozornie rewelacyjny dla obu stron, wszakże pod warunkiem, że któraś z pań nie potraktuje Aliexpressu jak hipermarketu, gdzie zwabiona tanią bułką z reklamy, z mącznej waty oraz chemicznych polepszaczy, napakuje koszyk po burtę błyszczącą ofertą w drakońskich cenach, dopasowaną jakościowo do rejonu Europy Wschodniej, bo wtedy finanse domowe zostaną mocno nadszarpnięte.
Alibaba.com uchodzi za chiński portal biznesowy genialnego Jacka Ma, umożliwiający bezpośrednie kontakty handlowe pomiędzy firmami zagranicznymi, a chińskimi producentami, słowem - wolny rynek, kapitalizm w czystej formie, niczym z Adama Smitha! Kontaktujemy się z producentem jak na targach 24h/7, uzgadniamy warunki handlowe, zamawiamy towar, wykonujemy przedpłatę na „słowo Chińczyka” i realizujemy import zarabiając fortunę. Albo fortunę tracąc.
Żeby pojąć fenomen z muzułmańska brzmiącej Alibaby (legenda mówi, że to dlatego, iż projekt powstał w Malezji - akurat!), warto na początek wyjaśnić, czy Alibaba jest w rzeczywiście portalem chińskim, a jego właścicielem istotnie Jack Ma, a jeśli nie, to co Jack tak naprawdę ma i o co tutaj w ogóle chodzi, cóż to znowu za kabała?
Sięgnijmy zatem do miarodajnych źródeł, a więc akcjonariatu oraz prasy fachowej. Otóż, pobieżna kwerenda Wall Street Journal pokazuje, iż słynny Jackie jest w najlepszym razie właścicielem zaledwie 6,2% akcji Alibaby.com. A więc słup. Owszem, krezus ze względu na skalę projektu, ale żaden z niego właściciel. Kim więc są szatani, którzy Alibabę oraz Jacka wymyślili i realizują z pomocą tego wehikułu cele nie tylko finansowe, ale także stricte polityczne i mesjanistyczne?
Z pomocą przychodzi nam giełda NASDAQ oraz BABA, bo pod takim symbolem funkcjonuje tam interesująca nas korporacja. Lista właścicieli jest, niczym spis gości na bar micwę! Chińczyków zero. Głównymi akcjonariuszami są globalne żydowskie banki z Wall Street, amerykańsko-żydowskie firmy, a nawet żydowskie agencje ratingowe, jak Moody, która uraczyła nas ostatnio pozytywnym ratingiem, więc, zważywszy na casus Goldman Sachs, pora zacząć się bać.
Kogóż tam nie ma, weźmy trzy firmy z czołówki BABY na próbę:
BAILLIE GIFFORD & CO – czyli Facebook, Amazon, Oppenheimerfunds, Inc., Capital World Investors itd.
PRICE T ROWE ASSOCIATES INC /MD/ - czyli JPMorgan Chase & Co, Morgan Stanley, Philip Morris Intl Inc, Facebook Inc, Apple Inc, Visa Inc, Microsoft Corp, Mastercard Incorporated, Alibaba Group…
ALIBABA GROUP? A cóż to znowu za chiński smok? Niestety, nie taki on chiński, jak go malują – ot, żydowscy bankierzy i żydowskie (amerykańskie) fundusze inwestycyjne: Capital Research Global Investors, Oppenheimerfunds, Inc., Capital World Investor,. Wellington Management Group Llp. Blackrock Institutional Trust Company, Blackrock Fund Advisors, itd., itp., itd.
Jednym z większych właścicieli Alibaby jest także japoński SoftBank. Ale czy na pewno japoński? Zagraniczne instytucje oraz osoby posiadają 34,83% akcji tego banku. Podmioty i osoby „inne” 37,74%...
Kto jest prezesem Alibaby, Jack Ma? A gdzież tam! To John Michael "Mike" Evans, bankier Goldman Sachs, wykształcony na Oxfordzie i Princeton, były Vice Chairman/Partner Goldman Sachs, President of Alibaba Group Holding Limited.
John Michael "Mike" Evans, bankier Goldman Sachs,prezes Alibaby
Hmm, skoro prezes Alibaby to Goldman Sachs, to może choć transakcje np. klientów z Polski odbywają się bezpośrednio pomiędzy bakiem klienta w Polsce, np PKO BP (który nie jest polski), a bankiem sprzedawcy w Chinach? W żadnym razie, wszystkie transakcje wędrują systemem SWIFT kontrolowanym przez żydostwo, które opodatkowuje każdą jedną transakcję na trasie Polska-Chiny kosztami (marżami) amerykańskich banków pośredniczących. To w takim razie, czy transakcje realizowane bezpośrednio poprzez portal Alibaba, są realizowane przez banki chińskiwe? Niestety nie. Przyjrzyjmy się, jak wyględa formularz transakcyny Alibaby przy realizacji płatności online za zakupiony od chińskiego producenta towar. Kto jest wysczególniony, jako główny partner transakcyjny na dole formularza? JP Morgan i CityBank.
Znamy więc prawdziwych właścicieli, a teraz ustalmy, czy sądząc, iż handlujemy bezpośrednio z producentem znalezionym na Alibaba.com istotnie handlujemy z producentem? Niemal z pewnością nie. Na handel międzynarodowy w Chinach trzeba mieć koncesję. Zwykła fabryka jej nie posiada, a nawet gdyby chciała posiadać, to jej nie otrzyma, więc znakomita większość transakcji prowadzona jest de facto przez niezależne, międzynarodowe agencje handlowe, zarabiające krocie na pośrednictwie. Nie sieją, nie orzą, ale zbierają i to jak zbierają! Oczywiście nie każdy ma możliwość utworzenia takiej agencji w Chinach, a już szczególnie obcokrajowiec. Istnieją jednak nacje, choć liczba mnoga jest tu wbrew tezie o brzytwie Ockhama, aby nie mnożyć bytów bez potrzeby, które są uprzywilejowane i potrafią obejść wylobbowane prawo tak, aby przepisom sprostać, a zysk wytransferować. Otwierają spółki z chińskim słupem i po kłopocie.
Kto ma konto użytkownika na Alibaba.com ten wie, iż co rusz troskliwa korporacja podpowiada, który sympatyczny pośrednik, zawsze o zachodnim imieniu jak sam słup Jack, zwany opiekunem handlowym, albo doradcą itp. będzie nam pomocny przy zawieraniu transakcji i realizacji dostawy. Wielu kontrahentów z takich usług korzysta, ale szczwane lisy oraz stare wygi słusznie widzą w nich zbyteczne, pasożytnicze ogniwo, podwyższające koszt importu. Kontaktują się więc z fabryką bezpośrednio, mailem z oryginalnej strony internetowej firmy, telefonicznie albo Skypem i trafiają do… kolejnego ogniwa w systemie pośredników, do koncesjonowanej agencji eksportowej, której pracownik zaprosi nawet solidnego kupca z zachodu do Chin w imieniu firmy jako jej pracownik, zaaranżuje hotel (płaci kupiec), podjedzie samochodem i zabierze kupca do fabryki, pokaże produkcję oraz biura, wszyscy Chińczycy będą się do niego mile uśmiechali, ale pozostanie wciąż w mocy pośrednika, gdyż taki panuje w Chinach system, wcale nieprzypadkowo. Płatność przeprowadzić można przez wewnętrzny system płatności Alipay z usługą escrow, zabezpieczającymi teoretycznie transakcję, lecz w praktyce pozwalającymi obracać Alibabie miliardami dolarów swoich użytkowników przez okres co najmniej miesiąca, często dwóch, czyli czasu koniecznego do wyprodukowania oraz dostarczenia towaru do kraju nabywcy.
Kiedy realizujemy transakcję z Chińczykiem, możemy czasem dociec, czy istotnie jest Chińczykiem, bo jeśli nosi nazwisko jedno z tu wymienionych, nadanych żydom za czasów dynastii Ming, to mimo iż trudno w to będzie niektórym uwierzyć, jest z pewnością skośnookim żydem z Kaifeng, czy Szanghaju: Ai (艾), Shi (石), Gao (高), Gan (甘), Jin (金), Li (李), Zhang (張), and Zhao (趙). Co ciekawe, jak podaje Wikipedia, nazwisko Jin Shi oznacza ni mniej ni więcej tylko Goldstone – wow!
Chiński żyd
To są oczywiście nazwiska znane powszechnie, do których z chęcią się przyznają, ponieważ nosi je wiele znaczących osób w Chinach, ale są także te mniej znane, więc nigdy nie wiadomo kto zacz, gdyż pełna kontrola żydowska nad chińskim handlem zagranicznym jest niewątpliwym faktem, przynajmniej w dziedzinach istotnych, albo perspektywicznie dobrze rokujących, w miarę bezpieczne pozostają jedynie nisze, dopóki nimi są.
Jest wiele pytań, na które postaramy się odpowiedzieć przy innej okazji, np.: Czy duże firmy chińskie są rzeczywiście chińskie, a jeśli tak, to w jakim stopniu z uwzględnieniem akcjonariatu nabywanego hurtem na giełdach papierów wartościowych za rozmnożone w tryliony dolarów derywaty Goldman Sachs oraz mannę z piekła QE?
Albo: Skąd Alibaba wziął pieniądze jako startup w 1999r. i dlaczego to był żydowski Goldman Sachs? Dlaczego w 2009r. w imieniu żydostwa z General Atlantic, którego CEO był Edwin Cohen w Alibabę zainwestował Anton Levy, były bankier inwestycyjny Morgan Stanley? Kto przygotował IPO i wprowadził Alibabę na giełdę NYSE w 2014r oraz kto zarobił wtedy w ciągu dwóch tygodni 50% z inwestycji?
Postaramy się napisać jeszcze o Alibabie, gdyż to temat rzeka, teraz odniosę się jeszcze krótko do kwestii, czy Alibaba oraz Chiny w ogóle, to dobry wybór dla przedsiębiorstw europejskich, a także amerykańskich? Czy kuszące wciąż ceny uzasadniają bezrozumną pogoń za krótkotrwałym zyskiem? Jak rysuje się przyszłość? Dla kogo jest korzystny projekt nowego Jedwabnego Szlaku?
Już wiemy kto kontroluje Alibabę, więc o żadnej chińskości poza wizerunkową nie może tutaj być mowy. Czy zatem biznesowe relacje zawierane poprzez Alibabę, jako narzędzie fabryki świata, są dla Polski, Europy oraz USA korzystne? W żadnym razie. To czysta destrukcja, krótkowzroczne podcinanie gałęzi, na której się siedzi. To znaczy, są korzystne owszem, ale wyłącznie dla wąskiej grupy kapitalistów państwowych umocowanych w MSZ, korzystających ze wszystkich dotacji, darmowych targów, misji handlowych, uwłaszczonych na budżecie, a także importerów, czasami eksporterów (choć bilans jest oczywiście ujemny), natomiast dla samych krajów są zgubne, podobnie jak outsourcing: niszczą naszą produkcję, a więc tkankę przemysłową, usługi, uzależniają od wszelkich produktów od elektroniki, przez odzież do żywności, zabierają nam miejsca pracy. Portale detaliczne Alibaby, jak Aliexpress, czy Taobao sprzedając pojedyncze towary za dolara, albo dwa dostarczane bezpłatnie(!) w milionach sztuk do Polski i Europy, stanowią nieuczciwą konkurencją i zabijają naszych małych importerów, którzy muszą opłacić transport, cło, podatki, zusy, lokale, pracowników, leasingi i jeszcze wygenerować zysk. Nie mają szans przy detalu z Chin. Przy masowym imporcie prywatnym muszą upaść.
Czy nowy Jedwabny Szlak jest dla Polski korzystny? Oczywiście per saldo nie. Jedynie przyspieszy destrukcję kraju oraz uniezależni Chińczyków (powiedzmy, że Chińczyków) od drogi morskiej, którą można teraz zablokować.
Rozsądna polityka państwa każe od Alibaby stronić, podobnie jak od szerokiej współpracy gospodarczej z Chinami, gdyż sami karmimy neoliberalnego obecnie, wyzutego wieloletnim bolszewizmem z zasad potwora, który staje się szowinistycznym monstrum, coraz bardziej przekonanym o swym statusie narodu wybranego. Dla współczesnych Chin niepomnych nauk Konfucjusza wartości cywilizacji łacińskiej nic nie znaczą. Tak sadzę dziś, choć jeszcze kilka lat temu byłem do współpracy z Chinami nastawiony entuzjastycznie.
Nadmierne zaufanie do Alibaby skończyć się może bankructwem importera, albo sporymi kłopotami, jak w przypadku znajomego. Kiedy pierwszy raz przed wieloma laty w ramach dywersyfikacji przeprowadzał import z Chin, zakupił partię nowoczesnych, wchodzących wówczas na rynek telewizorów plazmowych od tamtejszej firmy, która miała konto u Alibababy, profesjonajną, własną stronę internetową, mówiący po angielsku personel oraz konto bankowe w banku pierwszej klasy, certyfikaty, eleganckie proformy i faktury sprzedaży. Ponieważ kredyt obrotowy był dla przedsiębiorców polskich (i dalej jest) nieosiągalny, akredytywa kosztowna i oznaczała konieczność złożenia pełnego depozytu w banku do jej zwolnienia za konosament, zrobił przedpłatę z własnych pieniędzy, Warunki były standardowe: 30% w momencie zamówienia oraz pozostałe 70% w momencie gotowości towaru do odbioru przez agenta w Chinach. Rzetelnemu jego zdaniem kontrahentowi przelał od razu 100% (za pośrednictwem banku amerykańskiego, tak to działało), niech zna polską fantazję. I to był błąd naiwności niestety, ponieważ Chińczyk okazał się firmą krzak, pieniądze zgarnął, pewnie nie tylko jego, firma przestała odpowiadać na maile, telefony milczały, okazało się, że nie ma możliwości odzyskania pieniędzy.
Po kilku latach, kiedy przeszło mu uprzedzenie do Chińczyków i zrozumiał, iż to jego wina, był już znacznie ostrożniejszy, realizował różne transakcje wielokrotnie aż do 2015 roku, kiedy Alibaba zablokował mu konto w trakcie importu. Stracił dostęp do wewnętrznej korespondencji na portalu, kopii dokumentów handlowych oraz do kontrahenta. Alibaba na reklamacje nie odpowiadał w ogóle. Uporał się jednak jakoś z transakcją drogą okrężną, ale konta na Alibabie już nie odblokowano. Zrozumiał wtedy, że ręce właścicieli Alibaby sięgają znacznie głębiej, niż do kieszeni użytkowników, a w połączeniu z Facebookiem, Google, Yahoo itd. stają się panami życia i śmierci - oto spełnia się zapowiedz z Apokalipsy św. Jana, mówiąca, że przyjdzie taki czas, kiedy handlować będą mogli tylko niektórzy, spełniający określone wymogi. Przestrzega teraz biznesmenów polskich, aby nie kładli swojej przyszłości na szali Alibaby, nie uzależniali swojego bytu wyłącznie od transakcji przeprowadzanych za jego pośrednictwem, gdyż może przyjść taki dzień, kiedy zostaną na lodzie bez szerszego spojrzenia nie pojmując dlaczego i nic nie mogąc zmienić, bijąc głową w mur.
Powyższy ekran pojawił się wówczas znajomemu, informujący, że konto jest "czasowo niedostępne" z przyczyn bezpieczeństwa i żeby złożył apelację o odblokowanie. Po kliknięciu linku wyświetlił się poniższy formularz z informacją na czerwono, iż "ma okazję" tylko raz składać apelację i że "sugerują, aby dostarczył tak wiele dowodów, jak to tylko możliwe". W formularzu są żądania podania szczegółowych danych odnośnie firmy, miejsc odwiedzanych podczas podróży służbowych, numerów licencji, stron rządowych wyświetlających firmę, kopii dokumentów założycielskich, zdjęć biura, magazynów, bramy głównej oraz logo, rejestru podatkowego, dokumentów handlowych, faktur, list packingowych, konosamentów, autoryzacji marki i innych. Bez żartów.
Projekt rozbójniczy Alibaba.com wytycza nowe granice antyutopii, przed którą ostrzegał nas George Orwell, a raczej znosi je w skali globalnej, stanowiąc element internacjonalistycznego, aczkolwiek plemiennego systemu totalitarnego, w którym wszyscy znajdują się pod ciągłą kontrolą grupy opętanych fałszywym mesjanizmem szaleńców oraz ich skorumpowanych popleczników, z reguły w ogóle nie zdających sobie sprawy z roli, jaką odgrywają. Wpisuje się w szerszy schemat nowego porządku świata realizowany od wielu lat, a nawet wieków i mimo pełnej dostępności jego programu bazowego, tłumaczonego chyba na wszystkie języki świata, nie spotyka się z adekwatnym odporem; jest swoistym różowym słoniem szarżującym po salonie świata, którego politycy nie chcą widzieć ani słyszeć, tak jak przodkowie ich mocodawców nie chcieli słuchać słów prawdy św. Szczepana, przed którymi zatykali sobie uszy, zanim rzucili się na niego z wrzaskiem, żeby go ukamienować.
Urzędnicze państwo w Polsce ze słupem Morawieckim w roli superministra staje się prymusem systemu krzewienia totalitaryzmu pośród krajów europejskich oraz koniem trojańskim globalnego syjonizmu wprowadzonym w granice mocno już okaleczonej cywilizacji łacińskiej. To szary koń, który z premedytacją uśmierca polskich przedsiębiorców i działa przeciwko wolnej i niepodległej Polsce w sposób wyjątkowo perfidny, z pyskiem wypełnionym patriotyczną retoryką zwodzącą złaknione narodowego ducha społeczeństwo po niemal wieku okupacji za sprawą zainstalowanej w Polsce przez „aliantów” żydokomuny sowieckiej, a następnie pookrągłostołowej amerykańskiej, będącymi w istocie dwiema stronami tego samego, mesjanistycznego medalu. Warto dodać, że tu nie chodzi wyłącznie o PiS lecz o cały system partyjniacki w Polsce podległy tym samym wciąż - że zacytujemy klasyka - szatanom.
Ten, kto zaproponował nazwę Alibaba dla projektu firmowanego Jackiem Ma, dobrze wiedział, co robi i znał cel funkcjonowania tego portalu. Wezwanie: sezamie, otwórz się! dało dostęp żydowskim rozbójnikom do nieprzeliczonych skarbów świata, ze szkodą dla niego samego.
Comment