Polska
JULIAN TUWIM: TUTAJ NIE MA GADANIA. TUTAJ PIĘŚCI TRZEBA! WYŁAPAĆ TEN SZTAB CZARNY, ŁAJDAKÓW GROMADĘ! ZA MORDĘ, DO WIĘZIENIA - NA SUCHY KĘS CHLEBA!
- ByNowe Ateny --
- 2024-09-13
W kąciku literackim przypominamy cztery, przedwojenne wiersze Juliana Tuwima (na zdjęciu za Marszałkiem w trzecim rzędzie), które doskonale tłumaczą współczesną rzeczywistość na wszystkich poziomach egzystencji - od ekonomii i finansów, poprzez kulturę, a właściwie jej brak, po fałszywą pandemię i wojnę na Ukrainie.
Julian Tuwim - Bank
Jak czarne włochate kulki
po banku toczą się srulki.
po banku toczą się srulki.
Skaczą, piszczą nad biurkiem,
targuje się srulek ze srulkiem.
targuje się srulek ze srulkiem.
Srulek srulkowi uległ
i biegnie do kasy srulek.
i biegnie do kasy srulek.
Liczy drżącemi palcami
i zmyka przed srulkami.
i zmyka przed srulkami.
W klubsesslach zdala od kasy
siedzą srule grubasy.
siedzą srule grubasy.
Srulki z uśmiechem lubym
Kłaniają się srulom grubym.
Kłaniają się srulom grubym.
A w głębi - w ciszy - wielki jak król
duma
sam
główny
SRUL.
duma
sam
główny
SRUL.
Pierwodruk: Wiadomości Literackie nr 24, 1924
Julian Tuwim: Giełdziarze
Wybiegają obłędnie i w popłochu pędzą,
W nerwowych mózgach skaczą kursa, akcje, czeki,
Mówią do siebie, liczą,biegną, byle prędzej,
Zapinając po drodze pękate swe teki.
W nerwowych mózgach skaczą kursa, akcje, czeki,
Mówią do siebie, liczą,biegną, byle prędzej,
Zapinając po drodze pękate swe teki.
Wczoraj kupił za milion, dzisiaj za dwa sprzeda.
Kupi jeszcze- gdzie dostać?- leci – płaci więcej,
Był w cukierni, był w banku, targuje się, nie da,
Liczy, gemacht, wziął, pędzi, sprzedał. Sto tysięcy.
Kupi jeszcze- gdzie dostać?- leci – płaci więcej,
Był w cukierni, był w banku, targuje się, nie da,
Liczy, gemacht, wziął, pędzi, sprzedał. Sto tysięcy.
A jutro znów popędzą z giełdy do kawiarni,
Puszczą w ruch bystre oczy i paluchy drżące,
I znów obsiądą stolik jak spiskowcy czarni,
Rzucając krótkie słowa i grube tysiące.
Puszczą w ruch bystre oczy i paluchy drżące,
I znów obsiądą stolik jak spiskowcy czarni,
Rzucając krótkie słowa i grube tysiące.
W twarz dadzą sobie napluć za tyle a tyle,
Obetrą gębę ręką, a sumę przeliczą!
Poproś ich o Chrystusa – zapytają: ile?
A gdy zgodzisz się – przyjdą jutro ze zdobyczą!
Obetrą gębę ręką, a sumę przeliczą!
Poproś ich o Chrystusa – zapytają: ile?
A gdy zgodzisz się – przyjdą jutro ze zdobyczą!
Gudłaje w drogich futrach, w jedwabnej bieliźnie
Wystrojone szajgece w eleganckich butach,
Chamy, bydło spasione na własnej ojczyźnie,
Którą codziennie w obcych kupczycie walutach!
Wystrojone szajgece w eleganckich butach,
Chamy, bydło spasione na własnej ojczyźnie,
Którą codziennie w obcych kupczycie walutach!
Haussa, łotry! Na giełdę! Kwadransik szermierki!
Wrzeszczcie! To cały trud wasz, tak hojnie płacony!
Nuże! Z rączki do rączki przerzucać papierki
I leciutko zagarniać krocie i miliony!
Wrzeszczcie! To cały trud wasz, tak hojnie płacony!
Nuże! Z rączki do rączki przerzucać papierki
I leciutko zagarniać krocie i miliony!
A potem – zakąskami zastawiać stoliki!
Żreć, żreć, chlać i używać – wre wściekła robota!
Tłustym, słodkim likierem zapijać indyki
I – „Wina dla orkiestry! – Orkiestra Foxtrotta!”
Żreć, żreć, chlać i używać – wre wściekła robota!
Tłustym, słodkim likierem zapijać indyki
I – „Wina dla orkiestry! – Orkiestra Foxtrotta!”
Złodzieje na wolności! Próżniaki! Parszywce!
Bando rozzuchwalona i niesyta nigdy!
Baczcie! Marki, przepite wieczorem przy dziwce,
Jak proklamacje fruną w mrowie ludzkiej krzywdy.
Bando rozzuchwalona i niesyta nigdy!
Baczcie! Marki, przepite wieczorem przy dziwce,
Jak proklamacje fruną w mrowie ludzkiej krzywdy.
Wyjdą z okrutnym hymnem podziemni mściciele,
Sto tysięcy ziębnącej i głodnej gołoty,
Rozbiją kasy, podrą spęczniałe portfele
I do gardła wam zaczną pięścią pchać banknoty!
Sto tysięcy ziębnącej i głodnej gołoty,
Rozbiją kasy, podrą spęczniałe portfele
I do gardła wam zaczną pięścią pchać banknoty!
Tutaj nie ma gadania. Tutaj pięści trzeba!
Wyłapać ten sztab czarny, łajdaków gromadę!
Za mordę, do więzienia – na suchy kęs chleba,
Bo do dziś – po cukierniach żłopią czekoladę.
Wyłapać ten sztab czarny, łajdaków gromadę!
Za mordę, do więzienia – na suchy kęs chleba,
Bo do dziś – po cukierniach żłopią czekoladę.
A potem – dać im pracę. Niechaj rąbią drzewo.
Niech z dworca noszą kufry, cięższe od kamieni,
Niech sprzedają gazety w mróz i pod ulewą.
Lub trochę postoją przy warsztacie zgarbieni.
Niech z dworca noszą kufry, cięższe od kamieni,
Niech sprzedają gazety w mróz i pod ulewą.
Lub trochę postoją przy warsztacie zgarbieni.
Gdy święty turkot maszyn zadudni im w głowie,
Kiedy pot zrosi czoło, plecy zegnie ucisk.
O życiu wtedy ramię omdlałe im powie
I duszne sale fabryk, i wściekły żar hucisk!
Kiedy pot zrosi czoło, plecy zegnie ucisk.
O życiu wtedy ramię omdlałe im powie
I duszne sale fabryk, i wściekły żar hucisk!
Julian Tuwim: Żydzi
Czarni, chytrzy, brodaci,
Z obłąkanymi oczyma,
W których jest wieczny lęk,
W których jest wieków spuścizna,
Ludzie,
Którzy nie wiedzą, co znaczy ojczyzna,
Bo żyją wszędy,
Tragiczni, nerwowi ludzie,
Przybłędy.
Z obłąkanymi oczyma,
W których jest wieczny lęk,
W których jest wieków spuścizna,
Ludzie,
Którzy nie wiedzą, co znaczy ojczyzna,
Bo żyją wszędy,
Tragiczni, nerwowi ludzie,
Przybłędy.
Szwargocą, wiecznie szwargocą
Wymachując długimi rękoma,
Opowiadają sobie jakieś trwożne rzeczy
I uśmiechają się chytrze,
Tajnie posiedli najskrytsze
Z miliarda czarnych, pokracznych literek
Ci chorzy obłąkańcy,
Wybrany Ród człowieczy!
Pomazańcy!
Wymachując długimi rękoma,
Opowiadają sobie jakieś trwożne rzeczy
I uśmiechają się chytrze,
Tajnie posiedli najskrytsze
Z miliarda czarnych, pokracznych literek
Ci chorzy obłąkańcy,
Wybrany Ród człowieczy!
Pomazańcy!
Pogładzą mokre brody
I znowu radzą, radzą...
- Tego na bok odprowadzą,
Tego wołają na stronę,
Trzęsą się... oczy strwożone
Rzucą szybko przed siebie,
Czy ktoś nie słyszy...
I znowu radzą, radzą...
- Tego na bok odprowadzą,
Tego wołają na stronę,
Trzęsą się... oczy strwożone
Rzucą szybko przed siebie,
Czy ktoś nie słyszy...
Wieki wyryły im na twarzach
Bolesny grymas cierpienia,
Bo noszą w duszy wspomnienia
O murach Jerozolimy,
O jakimś czarnym pogrzebie,
O rykach na cmentarzach...
Bolesny grymas cierpienia,
Bo noszą w duszy wspomnienia
O murach Jerozolimy,
O jakimś czarnym pogrzebie,
O rykach na cmentarzach...
.
..Jakaś szatańska Msza,
Jakieś ukryte zbrodnie
(...pod oknami... w piątki... przechodnie...
Goje... zajrzą do okien... Sza! Sza-a-a!)
Jakieś ukryte zbrodnie
(...pod oknami... w piątki... przechodnie...
Goje... zajrzą do okien... Sza! Sza-a-a!)
Julian Tuwim - Do prostego człowieka
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy “do ludności”, “do żołnierzy”
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić “historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twoj karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę – bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab – kwiatami
Obrzucać zacznie “żołnierzykow”. –
O, przyjacielu nieuczony,
Mój blizni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, ze na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: “Bron na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
“Bujać – to my, panowie szlachta!”
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy “do ludności”, “do żołnierzy”
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić “historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twoj karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę – bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab – kwiatami
Obrzucać zacznie “żołnierzykow”. –
O, przyjacielu nieuczony,
Mój blizni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, ze na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: “Bron na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
“Bujać – to my, panowie szlachta!”
Comment